W Polsce debaty o decentralizacji trwają od blisko 30 lat i wyglądają zazwyczaj bardzo podobnie. Pogląd o konieczności rozproszenia władzy i wsparciu równomiernego rozwoju jest w zasadzie powszechny. Jednak realnie dzieje się bardzo mało.
Przy tej okazji warto wspomnieć też o drugim pojęciu, które jest nieco pomijane, a nie mniej ważne, o deglomeracji. Bez tego procesu może dojść do marginalizacji samorządów na kolejnym polu. Pierwotna definicja deglomeracji dotyczyła przeciwdziałania zagęszczeniu ludności. W ostatnich latach pojawiła się jednak jako postulat rozproszenia terytorialnego ministerstw, centralnych urzędów, instytucji i państwowych firm a nawet mediów. Liderem takiego myślenia o państwie są Niemcy. U naszych zachodnich sąsiadów na ponad 900 urzędów centralnych tylko część znajduje się w Berlinie, a najważniejsze urzędy są rozproszone w 24 średnich i mniejszych miastach.
Niemieckie model jest prawdopodobnie najdalej idącym przykładem deglomeracji w Europie. Lokalizacje Sądu Najwyższego, Trybunału czy Komendy Głównej w niewielkich miastach powodują, że wielu komentatorów szuka analogii do Polski. Jednak rozważanie deglomeracji jedynie jako rywalizacji między miastami, o umiejscowienie rzędów, to nie do końca dobra droga.
Eksperci zwracają uwagę, że w deglomeracji istotną rolę odgrywają dwie kwestie. Pierwsza to specjalizacja metropolii, a druga dwustopniowy proces rozproszenia. Specjalizacja metropolii w praktyce sprowadza się do tego, by wzorem Niemiec, określić w jakim regionie kraju następuje szczególna koncentracja danej dziedziny życia gospodarczego czy społecznego, lub występują inne uwarunkowania dla lokalizacji danego urzędu, instytucji czy grupy urzędów. Okazuje się, że w Polsce można znaleźć przykład na takie myślenie. Zgodne z tą logiką zostały zlokalizowane Urząd Morski w Gdyni i Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach.
Drugi aspekt na który wskazują specjaliści to wspomniany dwustopniowy proces deglomeracji. Poza racjonalnym rozproszeniem urzędów i instytucji poza Warszawę, istotne jest promowanie nie tylko pozostałych miast wojewódzkich. Dane miasto wojewódzkie jak Poznań, Szczecin czy Wrocław nie mogą jedynie czekać na przekazanie instytucji z Warszawy. Same również, muszą „podzielić się” instytucjami regionalnymi z innymi miastami województwa. W polskich regionach jest wiele miast 50-100 tys., które mają dobre połączenia drogowe i kolejowe, mają infrastrukturę i są przygotowane do takiej roli. Proces deglomeracji będzie dzięki temu kompletny i sprawiedliwy.
Wróćmy jednak do początku i zapytajmy jaki jest cel deglomeracji? Tu z pomocą przychodzą przykłady z całego świata, w tym te z Niemiec, pokazują, że deglomeracja sprzyja równomiernemu rozwojowi gospodarczemu. Równomiernemu, czyli takiemu, który nie deprecjonuje regionów i mniejszych miast. Po blisko 30 latach wiele samorządów w Polsce doskonale odrobiło lekcję z zarzadzania i rozwoju. Jednak na poziomie regionów zmagają się z dominującą rolą stolic województw, a na centralnym z przesadnie dużą rolą Warszawy.
W Polsce de facto trwa w najlepsze proces odwrotny do deglomeracji. Centralizacja postępuje a w ślad za nią, uciekają z polskich regionów centrale kluczowych dla nich firm. Dobrze obrazuje to przykład Dolnego Śląska i KGHM, który przeniósł swoją centralę do Warszawy. W tej sytuacji postulat deglomeracji staje się integralną częścią walki o przyszłość polskich regionów i ich samorządność.
Redakcja – Samorządna RP